wtorek, 17 września 2013

Gniazdo

                                          GNIAZDO

        Film ,,Gniazdo" jest dramatem historycznym wyprodukowanym w 1974 roku przez Polaków. Jest to historia poświęcona życiu Mieszka I, pierwszego historycznego władcy na tronie polskim. Z racji okresu w którym toczy się akcja ( X wiek) twórcy filmu mieli dość szeroką możliwość manewru, jeśli chodzi o rozbudowę scenariusza przy jednoczesnym zachowaniu autentyczności historycznej. Jest to spowodowane słabym udokumentowaniem tych czasów. Jednakże kilka scen wymaga sprostowania.
        Akcja filmu rozpoczyna się w przededniu bitwy pod Cedynią ( 24 czerwca 972 roku). Chociaż było lato, wojownicy prowadzą bitwę na śniegu. Jest to zarzut w stosunku do całej produkcji. Wszystkie wątki ukazane są w scenerii zimowej. Można by się z tym zgodzić ale film nie pokazywał jedynie tej bitwy (była zakończeniem filmu) lecz fragmenty z całego życia Mieszka I. Odbiorca ( przyjmując, że jego wiedza geograficzna nie stoi na wysokim poziomie) mógłby pomyśleć, że państwo Polan znajdowało się gdzieś na dalekiej północy.
       Podczas pierwszej sceny, na lewym brzegu Odry zbierają się żołnierze margrabiego Hodona. W tym czasie, książę Polan ustawia się z wojskiem po drugiej stronie rzeki. Wysoki rangą członek drużyny książęcej zwraca się do Mieszka i przypomina mu, że jeszcze nigdy nie walczył z Niemcami. Nie jest to prawda (według większości historyków). Mieszko I prowadził już wcześniej walki z nimi podczas najazdu na ziemie Polan Gerona, margrabiego Marchii Wschodniej. Miało to miejsce prawdopodobnie w 963 roku.
    Kolejne sceny filmu przedstawiają naradę księcia ze swą radą. W tym czasie przypomina on sobie ważne momenty ze swojego życia. Na początku oglądający film widzą małego Mieszka (na oko 8-letniego) bawiącego się na śniegu (to odnośnie mojej pierwszej uwagi) ze swym ojcem Ziemomysłem. Nagle podchodzi do nich tajemniczy człowiek i mówi, że jest kupcem żydowskim z dalekiego kraju a następnie przepowiada, że Mieszko poszerzy granice swego państwa a syn jego ( Bolesław Chrobry) będzie zasiadał wśród królów. Następnie daje Ziemomysłowi medalion z podobizną Aleksandra Wielkiego i odchodzi bez słowa. Twórcy filmu wykorzystali w tej scenie postać Ibrahima Ibna Jakuba. Tylko, że niezgodnie z faktami ukazali zarówno czas w którym przybył do Polan jak i rolę jaką odegrał. Historyczny Ibrahim był członkiem poselstwa dyplomatycznego Kalifatu Kordobańskiego do cesarza Ottona I. Przy okazji tej wyprawy odwiedził państwo Mieszka I i sporządził relację ze swojej podróży ( opisał polskiego księcia jako potężnego władcę). Był zwykłym handlarzem i podróżnikiem, nie zaś (jak ukazano w produkcji) tajemniczym mistykiem przepowiadającym przyszłość. Jego wyprawa datowana jest na lata 965-966. Mieszko nie mógł być więc wtedy dzieckiem ale dorosłym samodzielnym władcą.
      W kolejnych scenach jest ukazywany najmłodszy brat Mieszka I, Świętopełk. Jedyne co można dodać w tej kwestii to fakt, że nie zachowały się źródła mówiące jak ów brat miał na imię. Ale to szczegół, a poza tym scenarzyści musieli wymyślić jakieś imię na potrzeby filmu.
      Największą niezgodnością historyczną w produkcji jest przedstawienie podejścia księcia Polan do kwestii Chrześcijaństwa. Mieszko jest ukazany jako gorliwy zwolennik nowej wiary. Jest to ważne ponieważ scenarzyści podkreślają, że książę nie kierował się jedynie interesem politycznym (o tym za chwilę) ale wierzył w wyższość nowej religii nad kultem bogów słowiańskich. Jest to bardzo wątpliwe z historycznego punktu widzenia. Wątek polityczny jednakże również jest poruszany na filmie. W pewnej scenie Mieszko I rozmawiając ze swoją radą, przekonuje zebranych, że należy przyjąć chrześcijaństwo aby ubiec działania chrystianizacyjne arcybiskupstwa magdeburskiego i ,,nie wpaść w ręce Sasów" czyli uniknąć uzależnienia od Niemiec. W rzeczywistości takiego zagrożenia nie było. Stosunki z Niemcami za panowania Mieszka układały się całkiem poprawnie. Ponad to, państwo Polan i Saksonię łączyła wspólnota interesów wobec zagrożenia ze strony Słowian połabskich. W kolejnej scenie możni zastanawiają się z czyich rąk Mieszko powinien wziąć chrzest i są przy tym zgodni, że nie mogą być to Niemcy. Jeden z dostojników stwierdza; ,,(...) nie od Sasów, sami byśmy łeb pod topór podłożyli." Wobec tego wybór pada na Czechów. Wiadomo jednak, że powód tej decyzji musiał być inny, ponieważ Czesi aż do 973 roku nie posiadali własnej organizacji kościelnej. W 966 roku obowiązującą dla nich diecezją była zależna od cesarza, niemiecka Ratyzbona.
       Inny fragment filmu przedstawia spotkanie cesarza Ottona I z Mieszkiem, zaraz po jego chrzcie. Księciu udaje się przekonać cesarza do podziału Marchii Wschodniej na 5 części w zamian za pomoc w walce z Wichmanem. Nie wiadomo jednak czy do takiego spotkania rzeczywiście doszło. Wiadomo za to, że Marchia została podzielona ale na 6 kawałków. Jest też faktem, że Wichman został niedługo potem (967 rok) pokonany przez Mieszka lecz nie ma źródeł mogących poświadczyć, że było to spowodowane układem z Ottonem. 
      Finałowa scena ukazuje przebieg bitwy pod Cedynią. Jest tu wiele nieścisłości. Jazda niemiecka styka się z polską, chwilę później ze wzgórza ruszają do boju żołnierze Czcibora. Wszystko trwa bardzo krótko. Już po chwili widać wziętych do niewoli margrabiego Hodona i grafa Zygfryda. Mieszko wspaniałomyślnie pozwala im odejść.W rzeczywistości nie zostali oni złapani lecz udało im się uciec (jako jednym z nielicznych) z pola walki. Sama bitwa również miała inny przebieg. Po krótkim starciu armia Mieszka ruszyła w pozorowaną ucieczkę pod gród Cedyński a tam zaskoczyły Niemców ukryte na wzgórzu oddziały Czcibora. Decydujący o powodzeniu odwrót taktyczny Mieszka nie jest pokazany na filmie.
      Pomimo omówionych wyżej zastrzeżeń, ,,Gniazdo" jest dobrym, wciągającym filmem. Zdecydowana większość postaci i zdarzeń ma potwierdzenie w historii, co sprawia, że produkcja jest tym bardziej wartościowa.          
              

piątek, 13 września 2013

JFK

Ciężko jest pisać o błędach, czy przeinaczeniach, gdy nie można z całą pewnością powiedzieć co jest prawdą historyczną. 22 listopada 1963 roku prezydent John F. Kennedy został zastrzelony w Dallas. Już w ten sam dzień Lee Harvey Oswald został zatrzymany i oskarżony o zabójstwo, miał strzelać z piątego (szóstego, licząc parter jak Amerykanie) piętra Teksańskiego Składu Podręczników Szkolnych. Dwa dni później został zastrzelony przez Jacka Ruby'ego. Tyle można powiedzieć na pewno, każdy inny aspekt jest poddawany w wątpliwość. Już zaraz po zamachu mnóstwo dziennikarzy śledczych, osób postronnych zajęło się na własną rękę śledztwem w sprawie zabójstwa Kennedy'ego.
Jednym z nich był Jim Garrison prokurator w Nowym Orleanie. To właśnie historię jego śledztwa – jednego z najważniejszych i najgłośniejszych, opowiada film Olivera Stone'a. W swoim dochodzeniu, którego zwieńczeniem był proces z 1969 roku, starał się dowieść, że za zamordowaniem JFK stał szeroko zakrojony spisek najwyższych organów władzy: CIA, FBI, a także Lyndona B. Johnsona – wiceprezydenta, a po śmierci Johna, automatycznie nowego prezydenta.. Garrison z pewnością ujawnił sporo nowych faktów, które na nowo obudziły opinię publiczną i pomogły dalszym śledztwom. Dały też jednak początek kolejnym teoriom spiskowym.
Wracając do samego filmu: część osób oglądających dzieło Stone'a przyjmie jego treść w całości, inni odrzucą ją jako kompletną bzdurę. Jedni i drudzy będą mogli potwierdzić swoje zdanie stosem artykułów, ekspertyz i opracowań. Nie podejmuję się więc ocenić czy Stone miał rację uważając, ze Kennedy zginął w ramach spisku. Jest to zadanie na grubą książkę, a nie na krótką recenzję. (Zresztą można założyć, że Stone postanowił zobrazować śledztwo Garrisona i prezentuje tam wyłącznie jego opinie, nie uznając ich za prawdę absolutną – inna sprawa, że nigdzie nie wspomina, iż jest to jedynie jedna z teorii).
Wydaje mi się jednak, że należy wspomnieć o kilku faktach. Film Stone'a prezentuje szerokiemu gronu odbiorców kontrowersje związane z zamachem. Część z nich została potwierdzona (lub przynajmniej nie zaprzeczono im oficjalnie) w późniejszym dochodzeniu Komisji Senackiej, o czym wspomniano w napisach na koniec filmu. Można do tego zaliczyć m.in.: przede wszystkim obalenie teorii pojedynczego zabójcy (argumenty przedstawione w procesie znalazły późniejsze potwierdzenie w dalszych dochodzeniach, patrz: J. Kasprzak, B. Młodziejowski, Anatomia zabójstwa, Warszawa 2004.) i „magicznej kuli”, zakwestionowanie miejsca w którym znajdował się Oswald w momencie strzałów, związki Oswalda i Ruby'ego z mafią i organizacjami antycastrowskimi, niewłaściwe działanie służb ochrony itp.. Krytycy zarzucają jednak Oliverovi, iż przedstawił jedynie dowody, które odpowiadały jego wersji. Działał tak jednak praktycznie każdy, kto prowadził śledztwo w tej sprawie.
Warto więc zwrócić uwagę na dobór świadków: zeznania wielu z nich podważono, część z nich zmieniła je później. Stone twierdzi, iż stało się tak wskutek nacisków służb specjalnych – teoria której nijak nie można potwierdzić. W scenie autopsji prezydenta, Garrison (grany przez Costnera) zauważa, że lekarze nie oglądnęli dokładnie rany w szyi prezydenta, podczas gdy było to niemożliwe, gdyż rozcięto ją wcześniej, aby przeprowadzić zabieg tracheotomii. Wreszcie, najpoważniejszy moim zdaniem zarzut, w filmie możemy zaobserwować wiele ujęć czarno-białych, mających przedstawiać wydarzenia z zamachu – wśród nich znajduje się także scena autopsji. Są one wymieszane z autentycznymi zdjęciami i nagraniami m.in. filmem Zaprudera. Niezorientowany widz nie odróżni ich od prawdziwych nagrań, przez co Stone potwierdził swoją wersję wydarzeń. Widz kończący seans nie może nie uwierzyć – widział przecież autentyczne nagrania, dziwi się więc i buntuje czemu wcześniej ich nie zaprezentowano. Tymczasem po prostu sprytnie i ładnie wpleciono do filmu nagrania współczesne. Nieładnie panie Stone! Prezentować swoje poglądy to jedno, ale tak manipulować widzem?
Podsumowując, nie podejmuję się ocenić JFK z punktu zgodności z historią. W sprawie zamachu w Dallas jest zbyt wiele niejasności, aby móc nazwać ten film szczerą prawdą lub kompletną bzdurą. Wielu autorów opublikowało swoje przemyślenia i opinie, argumentując je w o wiele gorszy sposób niż Oliver Stone, problemem jest jednak to, że Stone nakręcił wysokobudżetowy, megapopularny film, który trafił do znacznie większej liczby odbiorców niż jakakolwiek pozycja książkowa. Jim Garrison, ustami Kevina Costnera, w pewnym momencie filmu mówi: „Wszystko jest na odwrót. Czarne jest białe, a białe jest czarne”. Oglądając ten film należy jednak pamiętać, że może nie wszystko jest na odwrót i czasami białe jest rzeczywiście białe.

PS. Dla zainteresowanych tematem, spośród mnóstwa dostępnych pozycji polecam szczególnie książkę Wojciecha Kosteckiego, Dallas, ćwierć wieku później, Warszawa 1988. Mimo swojego wieku w dosyć obiektywny sposób prezentuje najważniejsze opinie i teorie dotyczące zamachu, w tym śledztwo prokuratora Garrisona.

czwartek, 12 września 2013

Powstanie warszawskie: Bohaterstwo i zdrada

               Powstanie warszawskie: Bohaterstwo i zdrada

    
       Jest to film dokumentalny opowiadający o 63 dniach walk warszawiaków z Niemcami w 1944 roku.
Celem mojej krytyki ( z racji gatunku filmu ) nie jest wykazanie fałszu w głównych tezach przedstawionych
w filmie gdyż te ( w większości ) są zgodne z prawdą. Skupię się na wskazaniu niedomówień, pomijaniu pewnych istotnych szczegółów oraz sposobie przedstawiania faktów, które zostały tak ułożone aby pasowały do błędnej oceny motywów i przebiegu powstania, przedstawionej przez twórców filmu.
      Zacznę od samego tytułu. Sugeruje on wyraźnie, że powstańcy zostali zdradzeni. Stwierdza to również narrator już w pierwszej minucie filmu:,, (...) walki wciąż trwały, gdy Polacy zostali bezdusznie zdradzeni przez swoich sojuszników" Jest tutaj mowa o Amerykanach i Anglikach, którzy nie chcieli wysłać powstańcom na pomoc dużych sił powietrznych. W filmie jest to przedstawione jako zaskoczenie dla Armii Krajowej. Tymczasem w rzeczywistości Komenda Główna AK dobrze wiedziała, że takiej możliwości nie ma. Przed wybuchem powstania generał ,,Bór" wysyłał depesze do Brytyjczyków w tej sprawie ( żądał między innymi przysłania do Warszawy 1 Brygady Spadochronowej generała Sosabowskiego oraz dywizjonów mustangów i spitfire'ów). Anglicy 28 sierpnia 1944 roku wyraźnie odpowiedzieli mu, że ze względu na trudną pozycję stolicy polski, jest to niemożliwe. W filmie nie ma o tym mowy.
     Nie jest również powiedziane, że powstanie nie było przygotowywane we współpracy z Brytyjczykami i Amerykanami. Ostateczny plan był wyłącznym dziełem oficerów z Komendy Głównej. Nic więc dziwnego, że sojusznicy nie przysłali natychmiastowego wsparcia. Ten zabieg selekcjonowania faktów przez twórców filmu ma służyć utrwaleniu ( błędnego) przekonania, że za klęskę zrywu nie odpowiadają dowódcy powstania ale ich ,,zdradzieccy" sprzymierzeńcy.
     Zwrócę teraz uwagę na fragment narracji dotyczącej postawy Komendy Głównej przed powstaniem-     ,, W Komendzie Głównej dominował pogląd, że Polacy nie po to tyle wycierpieli, by teraz bezczynnie patrzeć jak Rosjanie zajmują Polskę". Jest to fałsz. Wśród wyższych oficerów AK przeważała bowiem idea zaniechania walki w Warszawie. Dowodem na to jest zaaprobowany przez dowództwo w marcu 1944 roku plan wyłączenia Warszawy z walki zbrojnej i skierowanie oddziałów AK na zachód, w ramach akcji ,,Burza". Jeszcze 14 lipca 1944 roku, generał Tadeusz ,,Bór" Komorowski wysłał depeszę do Naczelnego Wodza Kazimierza Sosnkowskiego, w której zapewniał, że powstanie nie ma najmniejszych szans na powodzenie.
      W filmie wszystko zostało przedstawione w prosty sposób. Słyszymy, że dowództwo KG było zgodne, że trzeba walczyć, więc twardy dowódca ,,Bór", wydał rozkaz do walki. Rzeczywistość wyglądała jednak inaczej. Generał Komorowski nie był silnym przywódcą. Decyzję o wybuchu powstania uzależnił od głosowania swoich podwładnych w Komendzie. Odbyło się ono na naradzie o 9 rano 31 lipca 1944 roku. Padł  w nim wynik 5 do 5 lub 4 do 3 ( są różne relacje) na rzecz zaniechania walki. Sytuacja odwróciła się
4 godziny później, gdy ( nastawiony pro-sowiecko) generał Leopold ,,Niedźwiadek" Okulicki i generał Tadeusz Pełczyński, będąc sam na sam z ,,Borem", przekonali go do wydania rozkazu walki zbrojnej. Pokazuje to więc, jak w rzeczywistości słabym dowódcą był generał Komorowski oraz jak wielkie wahania występowały wśród oficerów AK.
     Podczas filmu nie pada ani razu nazwisko Leopolda Okulickiego mimo, że powstanie Warszawskie było głównie jego dziełem. Przybył on do Warszawy w maju 1944 roku i zawiązał razem z generałem Tadeuszem Pełczyńskim oraz pułkownikiem Janem Rzepeckim i pułkownikiem Antonim ,,Monterem" Chruścielem spisek mający na celu doprowadzenie do wybuchu powstania w Warszawie. Drogą kłamstw, szantażów i nacisków, udało mu się zrealizować swój cel. Ironią jest to, że został wysłany do polski przez Kazimierza Sosnkowskiego po to, by zapobiec wybuchowi powstania.
      Kolejnym rażącym odstępstwem od rzeczywistości jest ocena przez twórców filmu dokonań powstańców na początku walk. Narrator mówi, że w pierwszych dniach powstanie szło po myśli Polaków, ponieważ zdobyto wiele obiektów i opanowano cztery z ośmiu dzielnic.
      To prawda, tylko że opracowany plan był inny. Zakładano w nim , że Niemcy zostaną wyrzuceni z całej Warszawy, a Polacy jako gospodarze będą czekać na armię czerwoną aby rozmawiać z komunistami na silnej pozycji.
      Tymczasem po nieudanym pierwszym natarciu ( nie zdobyto żadnego z pośród ważniejszych wyznaczonych celów, między innymi dworców i lotniska), żołnierze AK aż do ostatecznej kapitulacji 2 października 1944 roku, musieli rozpaczliwie bronić się przed Niemcami i błagać armię czerwoną o pomoc. O żadnym pomyślnym przebiegu powstania nie może więc być mowy.
     Dowodem beznadziejnej sytuacji AK-owców, była depesza wysłana już 1 sierpnia 1944 roku do premiera Stanisława Mikołajczyka i Naczelnego Wodza generała Sosnkowskiego, przez dowódcę Komendy Głównej AK. Była ona formalnym przyznaniem, że powstanie zakończyło się klęską. Nie wspomniano o niej w filmie.
     Należy teraz powiedzieć jak zostali przedstawieni przez narratora Rosjanie. Oczywiście mówi on, że zostaliśmy zdradzeni przez naszego wschodniego sojusznika ( ale nie przypomina, że ZSRR w 1943 roku zerwał współpracę z rządem RP na uchodźstwie). Opowiada również, o jego prowokacjach, nawoływaniu do powstania oraz symulowanym ataku na lewy brzeg Wisły, mającym skłonić powstańców do dalszego wykrwawiania się. Perfidia Rosjan i polityka Stalina została więc przedstawiona w dobry sposób.
     Jednakże narrator nie podał dokładnej przyczyny drugiej prowokacji radzieckiej mającej miejsce w połowie września. W filmie jest wyraźnie powiedziane, że powstańcy ani przez chwilę nie myśleli o poddaniu się. To nieprawda. W rzeczywistości dowództwo AK w obliczu ogromnych strat zdecydowało się przyjąć propozycję kapitulacyjną przedstawioną przez Niemców 7 września 1944 roku. W nocy z 10 na 11 września tego samego roku, generał Guenther Rohr, przysłał do Komendy AK ostateczną wersję umowy kapitulacyjnej. Właśnie to wydarzenie stanowiło (nie przedstawioną na filmie), przyczynę reakcji armii czerwonej.
     Przeanalizowałem już najważniejsze wydarzenia okresu powstania warszawskiego, które zostały przedstawione lub pominięte w filmie.
     Teraz przedstawię szczegół budujący dobre samopoczucie u odbiorców , który został wyszczególniony przez reżysera.
        Otóż, chociaż narrator uczciwie mówi, że AK-owcy mieli ogromne niedostatki broni, to zaraz po tym podaje informację, że byli tak doskonałymi strzelcami, iż Niemcy mieli prawie dwa razy więcej martwych niż rannych. U odbiorców filmu wywołuje to myśl mniej więcej taką- ,,To nic, że mieliśmy mało broni skoro nadrabialiśmy skutecznością". Tyle tylko, że brakuje informacji o skali strat. Chociaż narrator mówi nam, że w ciągu 62 dni zginęło około 180 tys. Polaków (w tym 30 tys. żołnierzy) to jednak nie podaje jak niewiele zginęło Niemców. Ich straty wyniosły zaledwie 2,5 tysiąca.
       Innym szczegółem wymagającym komentarza jest wypowiedź weterana powstania, przytaczana w filmie. Informuje on, że podczas ucieczki AK-owców ze starówki do śródmieścia zostali zabrani ranni. To prawda, część została ewakuowana, jednak autor filmu nie dodał, że w starym mieście żołnierze byli zmuszeni pozostawić na pastwę Niemców ok. 7 tys.pacjentów szpitali polowych. Ogromna większość została natychmiast wymordowana.
       ,,Powstanie warszawskie: Bohaterstwo i zdrada" to film który pomija dużo istotnych szczegółów, natomiast wiele o mniejszym znaczeniu  wypchniętych jest na pierwszy plan. Moim największym zastrzeżeniem jest zupełny brak krytyki autorów filmu wobec dowódców Komendy Głównej AK, którzy swą pochopną decyzją sprowadzili na Warszawę zagładę. Cała odpowiedzialność za klęskę została zrzucona na ZSRR i ,,złych" sojuszników. A niesłusznie.
     

piątek, 6 września 2013

Braveheart - Waleczne serce

Braveheart - Waleczne serce

   Szkocja to piękny kraj, z naprawdę ciekawą historią, momentami przypominającą naszą. Niestety, przeciętny Polak wie o tym państwie naprawdę niewiele. Większość osób kojarzy Szkocję z filmem Mela Gibsona „Braveheart”, traktującym o losach narodowego bohatera Williama Wallaca. Przy całej sympatii do tego dzieła, muszę jednak przyznać, że film mało ma wspólnego z prawdziwą historią, która wydarzyła się na przełomie XIII i XIV w. Pełno jest w nim przekłamań i naciągania faktów na potrzeby scenariusza. Interpretacja wydarzeń historycznych jest bardzo swobodna i dopasowana do gustów masowej widowni. Wiele prestiżowych nagród i sukces kasowy tego filmu z roku 1995 wskazuje jednak, że pomysł się sprawdził. Recenzja ta skierowana jest do wszystkich tych, którzy są ciekawi jak to było naprawdę. Co w filmie historyczne, a co zmyślone. Co pominięto, a co wyeksponowano.
            Już na samym początku napotykamy na pewne nieścisłości. Film rozpoczyna się w roku 1280, kiedy to poznajemy rodzinę małego Williama Wallaca. Dowiadujemy się również, iż okrutny i chciwy król Anglii, Edward  Długonogi żąda praw do korony królestwa Szkocji. Niestety jest to bzdurą, ponieważ w tym czasie na północ od Anglii panował Aleksander III. Władca ten odszedł z tego świata dopiero w roku 1286. Do tego czasu nie było mowy o jakichkolwiek pretensjach Edwarda do korony. Po śmierci Aleksandra III Szkocji groziła wojna domowa, co właśnie skłoniło niektórych możnych do nawiązania bliższych stosunków z królem Anglii, który zyskał sposobność do ingerowania w sprawy sąsiada. Plan króla Anglii opierał się na małżeństwie następcy tronu- Edwarda II ze szkocką królową Małgorzatą. Królowa zmarła w roku 1289 a wraz z nią pogrzebany został plan unii. Postać ta w filmie została jednak całkowicie pominięta.
             Wróćmy do rodziny głównego bohatera. W filmie poznajemy jego ojca oraz starszego brata Johna. Obaj giną walcząc przeciwko Edwardowi, a młody William zostawia rodzinne strony odjeżdżając z stryjem Argyllem. Cała ta historia również jest fikcją. Historyczny William miał dwóch braci: starszego Malcolma i młodszego Johna. Ani synowie, ani ojciec nie zginęli w 1280 r. Jako młodszy syn, William nie miał prawd do ojcowizny, dlatego został oddany do opactwa na naukę. Tak jak w filmie, edukacją Williama zajmował się jego stryj, który był duchownym. Tam właśnie przyszły bohater narodowy Szkotów uzyskał najprawdopodobniej wykształcenie.
            Wracając do filmowego osierocenia: w nocy, po pogrzebie, przy grobie ojca Williama stoją ludzie grający na dudach. Stryj Argyll mówi chłopcu, że grają oni zakazaną melodie na zakazanym instrumencie. Jest to przekłamanie historyczne, gdyż gra na dudach została zakazana w Szkocji dopiero 1747 r. (zakaz nie dotyczył szkockich oddziałów wojskowych).
            W filmie Mel Gibson, grający William Walce wraca w swoje stare strony, jako dorosły już mężczyzna, który pragnie zająć się rolą i żyć w pokoju, co wielokrotnie podkreśla. Odnajduje tak swoją dawną miłość. Nocne schadzki szybko przeradzają się w wielkie uczucie zwieńczone potajemnym ślubem. W filmie egzekucja jego ukochanej, w rzeczywistości Marii Braidfute, stała się głównym powodem nienawiści do Anglików. Zabójstwo szeryfa Lenark, dokonane jakoby w zemście za odebranie życia jego ukochanej miało prawdopodobnie inne przyczyny. W rzeczywistości było nieco inaczej. Zacznijmy od tego, że William Walce odbierając staranne wykształcenie stał się z czasem żarliwym patriotą, a wroga wolności upatrywał w Anglii. Istnieją przypuszczenia, iż nasz bohater walczył wraz ze szkockim królem Janem Balliolem w przegranej bitwie pod Dunbar już w 1296 r. Zaprzecza to pacyfistycznej wizji Wallaca podanej widzom według Gibsona. Według wielu przypuszczeń, Szkot często wchodził w konflikty z Anglikami. Było to po części wyrazem patriotyzmu, ale również cech charakteru: gwałtownością, porywczością ale i odwagą. Wyjęty spod prawa za odmowę złożenia przysięgi Edwardowi I, ścigany za zabójstwo królewskiego urzędnika, Wallace, tak jak w filmie, zaczyna zbierać ludzi i prowadzić walkę partyzancką z oddziałami angielskimi.
            W dziele Mela Gibsona, nieustraszony William Wallace porywa do walki Szkotów w całej Szkocji. Wallace działał jednak tak naprawdę tylko na południu kraju. Północ do boju poderwał inny szkocki bohater, Andrew Moray. Szkoci pod jego wodzą zdobyli liczne zamki i wypierali stopniowo Anglików. W filmie, postać tego drugiego bohatera jest zupełnie pominięta. Godzien jest on zapamiętania, choćby ze względu na fakt, iż w sławnej bitwie pod Stirling to ściągnięte przez niego z północy posiłki stanowiły niemal połowę sił szkockich. Wielu historyków przypisuje mu także autorstwo planu bitwy pod Stirling, a więc i zwycięstwo w tej batalii. Na nieszczęście dla powstańców, Andrew Moray umarł w wyniku ran poniesionych podczas tej walki.
            Doszliśmy zatem do dwóch głównych scen batalistycznych pokazanych w filmie. Przedstawiają one widzowi wspomniane już zwycięstwo Szkotów pod Stirling oraz ich klęskę pod Falkirk. Oba obrazy dalekie są od rzeczywistego przebiegu wydarzeń. Nie będę tutaj omawiał dokładnie działań militarnych, ponieważ nie ma na to miejsca. Skupię się jedynie na podstawowych błędach historycznych. Najpierw Stirling. W filmie, dzięki pomysłowości głównego bohatera, szkocka piechota zatrzymuje niepokonaną angielską jazdę dzięki długim włóczniom. Następnie dochodzi do starcia piechoty i Anglicy zostają ponownie pobici. Na koniec, na angielskich łuczników uderza szkocka jazda i klęska najeźdźców jest całkowita. Zgodność filmu z rzeczywistością, można by rzec, nie występuje zupełnie. Po pierwsze, w scenie nie zaznaczono w żaden sposób obecności mostu, bardzo istotnego, dopiero po przejściu którego na Anglików spadło uderzenie szkockiej piechoty Po drugie, w czasie bitwy pod Stirling nie doszło do żadnej szarży angielskiej jazdy, ponieważ teren, na którym stała był zbyt podmokły. Po trzecie, Szkoci rzeczywiście byli uzbrojeni w długie włócznie, ale nie posłużył one im do tego, do czego ich użycie, pokazane w filmie, było przewidziane. Stało się tak, ponieważ połowa angielskiej armii stała w miejscu, więc włócznie na nic się nie zdały.
            Po walce, Wallace zostaje pasowany rycerzem oraz otrzymuje tytuł obrońcy Szkocji, co jest prawdą (pominięty w obrazie Moray został uhonorowany w ten sam sposób). Mimo sprzeciwu szlachty, Wallace rozpoczyna atak na północną Anglię zajmując York, największe miasto angielskiej prowincji Northumbria. Historycy, co do najazdu na ziemię Edwarda nie mają wątpliwości, gdyż fakt ten został odnotowany w kronikach. Nie była to jednak, tak jak w filmie, ani próba przeniesienia walk na wrogie terytorium, ani dalsza zemsta na narodzie angielskim, ale zwykła łupieżcza rejza nastawiona na zdobycie jak największej ilości zapasów. Południowa Szkocja była bowiem w tamtym czasie wyniszczona przez wycofujące się oddziały angielskie i groził całemu rejonowi głód. Siły Wallaca, jakkolwiek spore w tamtym okresie, były za słabo wyszkolone i wyekwipowane do zdobywania większych miast jak York.
            Cześć możnych szkockich już wtedy spiskowała przeciw nowemu bohaterowi. Tutaj film nie odbiega od rzeczywistości. W konsekwencji doszło do zdradzenia Wallaca. Edward poznał miejsce obozowania oraz siły jakimi dysponował jego przeciwnika. Mimo trudnej sytuacji aprowizacyjnej i słabych morali swoich żołnierzy ruszył mu na spotkanie.
            Bitwa pod Falkirk, podobnie jak ta pod Stirling, jest przedstawiona w błędny sposób. Zaczynając od samego początku: w rzeczywistości nie doszło, a przynajmniej nic o tym nie wiadomo, do przejścia oddziałów irlandzkich na stronę Szkotów. Szkoci ustawieni byli w formacje zwane
schiltrons. Przypominały one wielkiego jeża. Pomiędzy nimi ustawiono łuczników a na skrzydłach jazdę. W filmie zgadza się tylko położenie szkockiej kawalerii. Filmowy Edward sam mówi, iż  dzięki szpiegom wie, że na polu walki nie ma szkockich łuczników. Historyczny atak zaczął się od uderzenia angielskiej ciężkiej jazdy z obu skrzydeł. Pierwsze natarcie zostało odparte przez buntowników, na co Edward odpowiedział rozkazem ostrzelania schiltrons przez angielskich łuczników i procarzy. Przerzedzone szeregi Szkotów nie wytrzymały kolejnego uderzenia jazdy i w ten sposób zostały rozbite. W filmie, bitwa wygląda zupełnie inaczej. Scenariusz pokrywa się z prawdą historyczną w jednym miejscu: rzeczywiście doszło do odwrotu z pola walki szkockiej jazdy. Obecność Roberta Bruca pod Falkirk także jest autentyczna. Nie był on jednak na pewno w straży przybocznej Edwarda, jednak wraz ze swoim odziałem walczył przeciw ludziom Wallaca.
           
Co do historyczności ubiorów oraz uzbrojenia autorom filmu trzeba tutaj zwrócić honor. Nie uświadczymy tutaj tak lubianych w Hollywood zbroi płytowych czy wymyślnych w kształtach i rozmiarach mieczy, halabard oraz hełmów. Zadbano by wygląda ludzi walczących po obu stronach był możliwe bliski historycznemu. Trwają dyskusje na temat kiltów po stronie szkockiej, ponieważ wiadomo, że ten typ ubioru zdobył popularność kilka wieków później.  Powiedzieć jednak, że żaden Szkot kiltu wówczas nie nosił, jest dość ciężko. Za pewnik można jednak przyjąć, że większość ludzi Wallaca, w tym pewnie on sam, nie byli odziani w ten tradycyjny strój.
           
W filmie napotykamy jeszcze na kilka poważnych nieścisłości. Niemożliwe było jakiekolwiek spotkanie Wallaca z Izabelą Francuską, żoną Edwarda II. Ich ślub odbył się we Francji już po śmierci naszego bohatera. Zatem absurdem zupełnym jest jakoby Izabela nosiła dziecko Walleca. Jej pierwszy potomek urodził się dopiero w 1312.  Cały wątek został jednak ładnie spreparowany i zręcznie włączony w fabułę filmu. Po filmowej bitwie pod Falkirk, Wallace morduje zdrajców- możnych szkockich, którzy opuścili go na polu walki. Postacie tchórzy zostały wymyślone przez scenarzystów, bowiem pod Falkirk nie było szlachciców o imionach, którymi tytułuje ich Wallace. Tak naprawdę, zaraz po tej bitwie Wallace uciekł i zaczął ponownie prowadzić walkę partyzancką, na której znał się najlepiej. Opuszczony przez szlachtę, pozbawiony tytułu obrońcy Szkocji nie miał innego wyboru. W filmie nasz bohater wyrusza w pewnym momencie do Edynburga na zaproszenie Bruca. Zostaje tam zdradzony i pojmany. Natomiast w rzeczywistość schwytano go w karczmie niedaleko Glasgow, gdzie prawdopodobnie szukał chętnych do formowanego na nowo oddziału.
            Jeńca przewieziono do Londynu. Podobnie jak w filmie doszło do procesu, który był jedynie parodią sprawiedliwości. Skazanego poddano, podobnie jak w filmie, okrutnym torturom. Tutaj akurat większą od współczesnych scenarzystów, fantazją popisali się średniowieczni kaci. Prawdziwego Wallaca ciągnięto ulicami Londynu i potem powieszono, poczym odcięto. Rozpruto brzuch, a wnętrzności spalono na oczach konającego. Mękę zakończono ścinając mu głowę. Prawdą jest, że szczątki Wallaca rozesłano w różne miejsca. Miało to obudzić strach w ludziach i zniechęcać do kolejnych zrywów. Nieprawdą jakoby Edward konał podczas egzekucji niepokornego Szkota w roku 1305. Młot na Szkotów zmarł dwa lata później.
             Ostatnia scena to pola Bannockburn, miejsce wielkiego zwycięstwa Roberta Bruca nad wojskiem Anglii.  Scena sugeruje, jakoby król szkocki dopiero w tamtym momencie, wiedziony sumieniem, rozpoczął swoją walkę przeciw Anglikom. Nie jest to prawdą, ponieważ bitwa pod Bannockburn była uwieńczeniem wieloletniej walki Bruca o pełnię władzy i niezależność Szkocji od Anglii. Mimo mniejszych sił udało mu się wtedy pobić Anglików.
            Podsumowując, „Braveheart” to film ciekawy i warty obejrzenia. Realistycznie oddane scen bitew i walk do dziś wzbudzają podziw. W żadnym wypadku nie należy jednak brać pokazanych w nim sytuacji za absolutną prawdę. Nie wolno zapominać, że to tylko film, a minione wydarzenia zostały dopasowane do scenariusza w taki sposób, by zadowolić odbiorcę (co się zresztą udało). Jeśli kogoś nie zadowala powyższa recenzja, tudzież chce dowiedzieć się więcej, odsyłam do dwóch pozycji literackich. Pierwsza z nich to Bannockburn 1314 Radosława Wojtczaka druga to William Wallace. Waleczne serce Szkocji. A Fishera. Obie książki powinny zaspokoić głód wiedzy i rozjaśnić wszelkie wątpliwości co dociekliwszym.

9 kompania



9 kompania



 Ameryka miała swoją wojnę w Wietnamie. Konflikt, który zmienił oblicze tego kraju, ukazał słabość supermocarstwa i wpłynął na losy zimnowojennego świata. Wojna wietnamska stała się kanwą dla tak wspaniałych dzieł jak „Full Metal Jacket”, „Łowca Jeleni” czy „Pluton”. Pragnienie rozliczenia się z narodową traumą i przybliżenie krwawego konfliktu zaowocowało filmami, które umieścić można na najwyższej półce światowej kinematografii. ZSRR, o czym wbrew pozorom wie niewiele osób, również miało swoją prostą wojnę nie do wygrania. Chodzi o interwencję wojsk radzieckich w Afganistanie, która zaczęła się w 1979 r. Wbrew jakimkolwiek przypuszczeniom dowództwa, trwała aż 10 lat. Potężny Związek Radziecki, podobnie jak teraz USA, nie był w stanie pokonać Afgańskich górali uzbrojonych często wyłącznie w broń ręczną. Dramatyczny konflikt zainspirował rosyjskiego reżysera Fiodora Bondarczuka, który stworzył dzieło oparte o prawdziwe wydarzenia z roku 1988, kiedy to część sławnej 9 kompani 345 pułku powietrzno-desantowego starła się z mudżahedinami w bitwie o wzgórze 3234. Film przypomina wielkie, kasowe produkcje Hollywood. Pełno w nim dramatyzmu i heroizmu, scen bitewnych i żołnierskiego życia. Czy jednak film Bondarczuka przedstawia prawdziwą historię? Jeśli kogoś ciekawi, co zdarzyło się naprawdę a co jest wymysłem reżysera powinien poświęcić kilka chwil poniższemu tekstowi.
            Na potrzeby scenariusza zmieniono chronologię wydarzeń, bowiem tak naprawdę walka o wzgórze 3234 została stoczona w trakcie operacji Magistrala, mającej miejsce w roku 1988 a nie, tak jak pokazano na ekranie, w roku 1989. Bohaterami filmu są żołnierze jednej z drużyn 9 kompanii. Rekruci trafiają do obozu szkoleniowego gdzie poznają chorążego Dygałę. I tu pierwszy błąd: nosi on w filmie medal „Bojownikowi Internacjonaliście wdzięczny Naród Afgański", który przyznawano dopiero po zakończeniu wspomnianej wojny.
           
Trzeba przyznać, że wojskowy rygor i szkolenie są przedstawione w sposób możliwe realistyczny. Na ekranie widzimy niestety ciągle te same postacie. Widz może odnieść wrażenie, że cały trening odbywa się w obrębie małej grupy żołnierzy. Brak tutaj scen z większą ilością statystów, które mogłyby zobrazować ogrom radzieckiej machiny wojennej. Film jednak ma wiele techniczno- historycznych plusów. Żołnierze posługują się karabinami AK74, Dragunow czy PKM, które były rzeczywiście wówczas na wyposażeniu wojsk interwencyjnych. Ciężko przyczepić się także do mundurów i wyposażenia osobistego. W filmie użyto wielu czołgów, helikopterów oraz wozów bojowych. Wszystkie one były wykorzystywane w czasie interwencji, co dodaje całemu dziełu wiele realizmu. Bardziej wprawieni widzowie z pewnością zauważą jednak, że pojazdy posiadają niestety współczesne oznaczenia, co trochę psuje cały efekt. Za minus trzeba uznać uzbrojenie Mudżahedinów, wyposażonych w nowoczesną jak na tamte czasy broń radziecką, podczas gdy tak naprawdę wielu z nich posługiwało się przestarzałymi konstrukcjami. Przekłamaniem historycznym jest też zestrzelenie transportowca IŁ76, którym bohaterowie dolecieli do Bagram. Otóż w ciągu całej wojny Rosjanie stracili tylko 2 takie samoloty- jeden w 1979 drugi 1984.
            Sceny batalistyczne mogą zawieść znawców tematyki. Ataki Mudżahedinów na radzieckie konwoje są w filmie wyjątkowo niszczycielskie i bardziej przypominają bombardowanie niż ostrzał z granatników ręcznych. Elita radzieckiej armii, żołnierze WDW wyglądają na wiecznie przerażonych. Strzelają jak rekruci, a nie desantowcy gwardii[1]. Wzorując się prawdopodobnie na produkcjach amerykańskich, reżyser zafundował widzom dużo strzelaniny. Rzadko jednak jest nam dane podziwiać efekty wystrzelenia stek kul przez obi strony. Sam realizm wymian ognia może budzić zastrzeżenia. Dobitnie widać to na przykładzie sceny, kiedy nasi bohaterowie dołączają do obstawy jednego z punktów obserwacyjnych i biorą udział w rytualnej strzelaninie z miejscowym mudżahedinem Ahmedem. Grupa radzieckich żołnierzy uzbrojona w CKM, karabin wyborowy i automaty Kałasznikowa, zostaje w pewnym momencie przyszpilona ogniem przez pięciu duszmanów.  Takie sytuacje racz niej nie miewają miejsca. Szyk, w jakim poruszają się sowieci woła czasem o pomstę do nieba. Oczywiście, łatwiej jest uchwycić kamerą ściśniętą grupę ludzi z karabinami malowniczo wycelowanymi we wszystkie strony (łącznie z niebem), niż uporządkowaną formację. Sceny takie, mimo niepodważalnych walorów estetycznych na ekranie, niestety psują realizm.
            Przechodząc do finałowej bitwy, warto powiedzieć jak walka o wzgórze 3234 przebiegała w rzeczywistości. Dowodzący Rosjanami Siergiej Tkaczow miał pod sobą nie całą kompanie (tj. ok. 100 ludzi), a ledwie 39 żołnierzy. Otoczenie, w jakim przyszło im zdobyć sławę, znacznie odbiegało od tego filmowego. Wzgórze i okolica pokryte były bowiem śniegiem. Panowała niska temperatura. Rosjanie przez cały czas mieli łączność radiową z dowództwem, czemu scenariusz wyraźnie przeczy. Pozwoliło to na użycie artylerii, która w rzeczywistości bardzo pomogła obrońcom. W trakcie walki desantowcy zostali wsparci przez pluton zwiadu oraz bohaterskiego pilota śmigłowca, który dostarczył amunicje i zabrał rannych. W filmie Rosjanie atakowani byli przez przeważające siły afgańskich bojowników. Tu scenariusz nie mija się z prawdą, ponieważ  na posterunek naprawdę nacierało nawet do 400 mudżahedinów. Jednak po raz kolejny muszę tutaj skrytykować scenę batalistyczną. W filmie Afgańczycy atakują posterunek po prostu wchodząc (nawet nie biegnąc, nie czołgając się ale po prostu wchodząc) po wzniesieniu. Naprzeciw tej dość zwartej masy w okopach leżą Rosjanie uzbrojeni w CKMy i moździerze. W rzeczywistości taki atak bardziej przypominałby masową egzekucję Mudżahedinów. Efekciarstwo i usilna chęć nadania scenie dramatyzmu nie wyszły Bondarczukowi na dobre. Mimo że trup kładzie się gęsto po obu stronach, można zauważyć, że atak duszmanów prowadzi za każdym razem ten sam człowiek. Ostatecznie na ekranie krwawy bój przeżywa tylko jeden żołnierz radziecki. W rzeczywistości na wzgórzu 3234 zginęło 6 Rosjan a 28 odniosło rany.  Straty po drugiej stronię były ciężkie do oszacowania, ale na pewno przekroczyły one 150 osób. W filmie, jedyny ocalały mówi, że w trakcie zawieruchy spowodowanej odwrotem całej armii zapomniano o 9 kompani, co spowodowało jej rzeź. Nie jest to prawdą. Bitwa o wzgórze 3234 była ważnym epizodem operacji Magistrala.
            Podsumowując, „9 kompania” nie jest złym filmem. Sukces kasowy, szczególnie w Rosji, pokazuje, że film dotarł do szerokiej publiczności. Spełnił więc swoją rolę uświadamiającą. Jestem pewien, że wielu młodych ludzi właśnie dzięki temu dziełu dowiedziało się o tej wojnie. Duży plus dla twórców za umieszczenie w napisach końcowych krótkiej informacji na temat prawdziwych wydarzeń. Za wiele jednak w tym dziele efekciarstwa i sztucznego dramatyzmu. O ile obraz dość dobrze ukazuje uzbrojenie i wyposażenie wojsk ZSRR, to już sam przebieg walk odpycha zarówno wprawionego widza jak i miłośnika militariów. Według mnie, dzieło jest jednak na pewno warte obejrzenia, z jednym tylko zastrzeżeniem- nie uczmy się historii jedynie z filmów fabularnych.



[1] 345 pułk powietrznodesantowy nosił miano gwardyjskiego. Oznaczało to, że zasłużył się w bitwie a jego żołnierze wykazali ponadprzeciętne umiejętności w walce oraz brawurową odwagę. Pułki gwardyjskie stanowiły elitę armii.